Z archiwum meczów Realu: 2002/2003
autor: okti75; 2012-10-23, 18:23:19; realmadridcf.pl25 lutego 2003 roku Real Madryt grał wyjazdowe spotkanie w Champions League z Borussią Dortmund. Były to rozgrywki w drugiej fazie grupowej, które wtedy obowiązywały. 6 dni wcześniej w Madrycie wywalczyliśmy z trudem zwycięstwo 2:1 nad Borussią dzięki czemu wyprzedziliśmy ich w tabeli o jeden punkt. Ponieważ po tym meczu w Dortmundzie, do końca zostawały dwie kolejki i przekonanie o tym, iż lider AC Milan nie odda już swej pozycji trzeba było za wszelką cenę utrzymać status quo, by pierwszy raz w historii LM nie odpaść w grupie. Co prawda w tej drugiej fazie, ale jednak.
Jako, że w Niemczech zawsze grało nam się ciężko kibice Blancos z niepokojem oczekiwali tego meczu. W 22 min. Jan Koller zdobył prowadzenie dla gospodarzy (ZOBACZ BRAMKĘ) i na kibicach i piłkarzach Królewskich zapadł blady strach, że po raz kolejny nie uda się obronić trofeum wywalczonego rok wcześniej.
Długo, bardzo długo nie możemy przebić się przez dobrze grających przeciwników. Kiedy w 72 min. z boiska z powodu kontuzji musiał zejść Luís Figo a wszedł za niego 22-letni niedoświadczony wychowanek Óscar Miñambres wydawało się, że szanse na wywiezienie korzystnego wyniku zdecydowanie się oddaliły.
5 min. wcześniej pojawił się Guti specjalista od nagłych sytuacji. Jednak i on niewiele zmienił w grze. Zniecierpliwienie wzrastało. Miałem takie przekonanie, że na ostatnie 10 min. przydałoby się wprowadzić trzeciego napastnika i innego wychowanka 21-letniego Javiera Portillo. Jednakże Del Bosque nie podejmował tego ryzyka.
Wreszcie ku oczekiwaniom trener postanowił zagrać va banque i wprowadził Portigola jak się na młodego snajpera mówiło w Madrycie i wycofać stopera Pavóna, też zresztą wychowanka. Jednak na zegarze widniała już 90 minuta. To za późno, zdecydowanie za późno, by mógł się stać cud. Byłem pełen obaw i prawie pogodzony z porażką i w konsekwencji nie wyjściem z grupy. Tylko modlitwa mogła tu jeszcze coś pomóc, więc i ją w duchu odmawiałem żegnając się przy tym w symbol Krzyża.
W 92 min. poszło dalekie podanie na prawą stronę do Zidane, ten podciągnął z piłką do pola karnego jednocześnie schodząc do środka. Wypatrzył na 15 metrze właśnie Portillo, a ten uderzając bez przyjęcia gorszą bo prawą nogą wyciąga jak strunę Jensa Lehmanna (ZOBACZ BRAMKĘ), który ku uciesze nie tylko mojej ale i reszty Madridistas zagryzających paznokcie z nerw nie jest w stanie obronić tego strzału i futbolówka ląduje w siatce jego bramki!
Szał radości mojej nie zna granic. Biegałem po całym mieszkaniu wrzeszcząc jak opętany i dziękując Bogu, że pomógł Królewskim dalej walczyć o 10-y Puchar Europy.
Dalej wygraliśmy dwa pozostałe mecze u siebie z Milanem (3:1) i w Moskwie z Lokomotivem (1:0). Niestety potem wyeliminowaliśmy co prawda w ćwierćfinale Manchester United, ale polegliśmy w półfinałowy starciu z Juventusem Turyn.
25.II.2003. Borussia Dortmund - Real Madryt 1:1 (1:0). 1:0 Koller 22', 1:1 Portillo 92'. Żółte kartki: Evanilson, Wörns, Reuter / -. Sędziował: Graham Poll (Anglia).
BORUSSIA DORTMUND: Lehmann - Reuter, Wörns, Metzelder - Evanilson (79' Ricken), Madouni, Frings, Kehl, Dedê (90' Amoroso) - Koller, Ewerthon (87' Reina).
Trener: Matthias Sammer.
REAL MADRYT: Casillas - Salgado, Pavón (90' Portillo), Helguera, R.Carlos - Figo (72' Miñambres), Makélelé, Flávio Conceição (67' Guti), Zidane - Raúl, Ronaldo.
Trener: Vicente del Bosque.
Tylko zalogowani użytkownicy mogą pisać komentarze
Brak komentarzy